Temat 1. Analizując i interpretując wiersz Anny Świrszczyńskiej Budując barykadę oraz fragment Pamiętnika z powstania warszawskiego Mirona Białoszewskiego, przedstaw i porównaj dwa sposoby prezentacji dramatu zwykłych ludzi uwikłanych w historię.
Anna Świrszczyńska Budując barykadę
Baliśmy się budując pod ostrzałem
barykadę.
Knajpiarz, kochanka jubilera, fryzjer,
wszystko tchórze.
Upadła na ziemię służąca
dźwigając kamień z bruku, baliśmy się bardzo,
wszystko tchórze –
dozorca, straganiarka, emeryt.
Upadł na ziemię aptekarz
wlokąc drzwi od ubikacji,
baliśmy się jeszcze bardziej, szmuglerka,
krawcowa, tramwajarz,
wszystko tchórze.
Upadł chłopak z poprawczaka
wlokąc worek z piaskiem,
więc baliśmy się
naprawdę.
Choć nikt nas nie zmuszał,
zbudowaliśmy barykadę
pod ostrzałem.
(Anna Świrszczyńska, Budowałam barykadę, Warszawa 1974)
Miron Białoszewski Pamiętnik z powstania warszawskiego (fragmenty)
W nocy szalały pociski i „szafy”. A jednak noce były lepsze. W nocy najwięcej było akcji. Takich dla cywilów. Na ochotnika. Tylko w nocy dało się przesunąć barykadę. Bo właśnie o to chodziło. Raz. Pamiętam. Widocznie straciliśmy kawałek terenu. A może to taktyka. Bo trzeba było przesunąć barykadę o ileś metrów. W naszą stronę. Na Rybakach. Już niedaleko przed Wytwórnią. Zbiórka. Ochotników. O pierwszej czy o drugiej. Sporo nas.
Dwudziestu paru chyba. Łopaty. Kilofy. Łomy. Wszystko rozdane. Ruszamy. Cieplunio.
Nawet w tym momencie cicho. Aż gwiazdy, wydaje mi się. Ale gdzie tam gwiazdy! Na pewno zasłonięte dymami. Prowadzi nas porucznik. Porucznik? Czyżby? Tak mi się powiedziało. Porucznik w czasie powstania to była figura. Więc to był ktoś taki jak kapral.
Czy osoba cywilno – dyżurno – półwojskowa w ogóle. […]
Dochodzimy do celu. Wszystko idzie w ruch. Za barykadą był jeszcze kawałek Rybaków. I wylot. Chyba zniżająca się jezdnia. Przeprowadzenie barykady było dosłowne. Płyta po płycie. Każdy kawał bruczku. Szyna po szynie. (Chyba tych narzędzi, które wymieniłem, nie rozdawali do tego; pomyliłem to z inną akcją nocną). Noc nie była długa. W każdej chwili mogło wybuchnąć nie wiadomo co. Cisza coraz bardziej robiła się podejrzana. Więc tempo.
Tempo. Ruch. A dużo rzeczy ciężkich i brzęczących. Dużo – to pamiętam – blachy. A blacha robi echo. Dużo uwijania się, ludzi, dźwigania kłusem i latania po następne i znów. To wciąż wszyscy, jedni po drugich, w tym lataniu z dźwiganiem i mijaniem się, w tym chybciku, tylko siebie ciszyli:
– Ćśśśś…
A przecież przy tylu ludziach i rzeczach coś musiało się gubić. Bo jeszcze ten pośpiech.
Więc układanie podobne do rzucania. Tyle że podobnego do przykładania. Ale tyle tego!
– Ćśśśś…
Lataliśmy z tym od starej barykady (coraz mniejszej, znikającej) w głąb Rybaków do nowej barykady, coraz większej. Mijając kamienice od Wisły. A drewniak od skarpy. I chyba od skarpy też kamienicę. Nagle ktoś – chyba nie ja? – upuścił blachę. Na kocie łby. Huk. Brzęk. Potworne echo. W tej chwili wszystko, i to tło z kompletnej ciszy, i to ciepło (sierpniowe), wydało nam się tak podejrzane, że zamarliśmy. I nie wiem, czy naprawdę to. Ale zaraz zaleciał nas ogień. Taki żywy. Z wyciem. I trzasnął gdzieś blisko. To pocisk. Potem drugi. Z wyciem. Jak kometa. I prask! Od mostu Kierbedzia. I trzeci: ogień – wycie – prask! Ogień – wycie – prask! – z naprzeciwka, od Gdańskiego. I od Kierbedzia. I prask! prask! Naraz. W dwa ognie nas wzięli. Dosłowne. […]
Nie od razu się spostrzegłem. Co robić? I co inni? Jakoś zaczęli znikać. Trzeba zniknąć. Ale jak? Gdzie wpaść? Wpadam pod mur. Żadna osłona. Wpadam w bramę do kamienicy od Wisły. Właśnie była od Wisły. Od całej Pragi. Nie wiem, czy miała podwórze. Czy jak to się tam zwało. Wiem, że nic nie miała. Tylko Wisłę, Pragę, pociski i huki z echem. Ktoś jeszcze koło mnie. Ile tam można było być, stać? Raz, dwa, w minutę wyskoczyłem.
I pod mur. I do bruku. Patrzę… to znaczy czuję: nagle zbawienie – okieneczko do piwniczki. Jak kot spłaszczyłem się. Siup. W dół. Ktoś za mną. Też jak kot. I jeszcze ktoś.
Ze środka zawiało ciepełkiem. I gadaniną:
– Ru-ru-ru… – Wpadłem w zbitą kupę ludzką, w ciasnotkę, chłop przy chłopie. Bo to ci – my, od barykady. Z czymś, z łopatami (właśnie, pamiętam łopaty)… Ale jak tu było ciasno.
A żadnego nic innego, wyjścia, dziury zapasiku zakamarkowego. Tylko kocie okienko w górze i to miejsconko. Ciepełko. Tyle bycia, co smrodku i strachu. I zbijania się w kocią zaradność. Prawie miejsca na pięć worków kartofli. Ktoś co i jeszcze doszlusował, z okienka.
Z naszych, z tej resztki. Szus! I jest. I coraz ciaśniej. Że ani nogą, ani ręką ruszyć. Więc się nie ruszało. Zresztą i tak szczęście – być tu. A za to co tam, o ten skok kota z ulicy. Co się działo.
WYPRACOWANIE – przykład z arkusza CKE
Utwór poetycki i fragment „Pamiętnika z powstania warszawskiego” łączy motyw barykady i sytuacja, w jakiej znalazł się podmiot mówiący wiersza oraz fragmentu epickiego. Odmienność obu form literackich decyduje o odmienności kreacji obu przedstawień, choć warto podkreślić wspólną dla tekstów perspektywę wspomnienia. Jest ona zaznaczona formą czasu przeszłego eksponowaną zarówno w narracji epickiej, jak i lirycznymi wyznaniami. Użycie natomiast środków wyrazu różnicuje obie wypowiedzi i wynika z odmienności form literackich: liryki i epiki. W utworze Świrszczyńskiej pierwsze zdanie jest wyznaniem „ja” lirycznego, w którym ukazane zostają negatywne emocje:
„baliśmy się budując pod ostrzałem /
barykadę”
Całej wypowiedzi brak patosu i wzniosłości. Bohaterowie pokazywanej „sceny” to reprezentanci najniższych warstw społecznych: fryzjer, służąca, dozorca, straganiarka, szmuglerka, a wśród nich: krawcowa, kochanka jubilera i knajpiarz mogą stanowić elitę towarzyską. Świat przywołany z pamięci składa się z przedmiotów, którym brak dostojeństwa i wielkości. To świat skamieniałego bruku, drzwi od ubikacji, worka z piaskiem i ludzi, krzątających się między tymi przedmiotami.
Doświadczenie ludzi to wysiłek identyczny dla „służącej”, „aptekarza” i „chłopaka z poprawczaka”. Pochodzenie społeczne, funkcja czy rola przestają być ważne – wszystkich zrównuje i jednoczy wysiłek, który podkreślony zostaje trzykrotnie powtórzoną, identycznie brzmiącą formą:
„Upadła na ziemię służąca”
„Upadł na ziemię aptekarz”
„Upadł chłopak z poprawczaka”
Ta anaforyczna konstrukcja podkreśla identyczność doświadczenia bez względu na pochodzenie, ale można ją także odczytać jako przywołanie figury upadku cierpiącego Chrystusa, dopiero bowiem wers kolejny przełamuje tę figurę upadku pod ciężarem krzyża – dopowiedzenie: „dźwigając kamień z bruku”, „wlokąc drzwi od ubikacji,” czy „wlokąc worek z piaskiem”. Swoista gra motywem upadku pokazuje jak odległe od wzniosłości cierpienia jest doświadczenie zwykłych ludzi, „wrzuconych w historię”, której nie chcieli tworzyć, w historię, której „bali się”.
Utwór pokazuje między innymi paradoks ludzkiego doświadczenia i działania: „baliśmy się budując” i „choć nikt nas nie zmieniał / zbudowaliśmy barykadę.” Paradoks wyostrzony zostaje zwłaszcza trzykrotnym nazwaniem uczestników zdarzeń „tchórzami”. Finezja kompozycyjna utworu poetyckiego ujawnia się w bardzo precyzyjnej konstrukcji anaforyczno – epiforycznej: trzykrotnie nazwanej sytuacji upadania zaznaczonej w inicjalnej części trzech wersów, towarzyszy trzykrotne powtórzenie w klauzuli wersów określeń „tchórze”. To bardzo znacząca konstrukcja, której interpretacja pozwala odczytać stosunek podmiotu lirycznego do świata przedstawionego. Oto forma „my” na początku i końcu wiersza pokazuje identyfikację „ja” lirycznego ze światem, który został wykreowany. „Tchórzostwo” nie jest tu negatywną oceną, jest natomiast prezentacją przekraczania ludzkich możliwości, pokazaniem człowieka w sytuacji ekstremalnej, zmuszającej go do podejmowania działań, które nawet jemu samemu wydają się niemożliwe: „zbudowaliśmy barykadę pod ostrzałem”. W klamrowej zatem koncepcji utworu: „baliśmy się budując” – „zbudowaliśmy pod ostrzałem” pokazani zostali ludzie, którzy – wykonawszy zadanie – mogli o sobie powiedzieć słowami innej poetki (Szymborskiej) „tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono”.
Analogicznemu sprawdzianowi poddani zostali bohaterowie pokazani w „Pamiętniku z powstania warszawskiego” Mirona Białoszewskiego. O ile poetycka wypowiedź Świrszczyńskiej utrzymana jest w tonie spokojnym, a emocje bojaźni nazwane wprost, o tyle narracja w tekście Białoszewskiego jest bardzo emocjonalna. Budują ją zdania krótkie i urywane: „A jednak noce były lepsze”, „Zbiórka”, „Pamiętam”, „Ruszamy”. Narracja przechodzi w formę czasu teraźniejszego, jakby prezentujący zdarzenia narrator przeżywał je ponownie: „Prowadzi nas porucznik. Porucznik? Czyżby? Tak mi się powiedziało. Porucznik w czasie powstania to była figura. Więc to był ktoś taki jak kapral. Dochodzimy do celu”.
Emocjonalna narracja buduje z jednej strony wizerunek samego mówiącego, a z drugiej atmosferę zdarzenia, które jest przywoływane. Język narratora pełen zdrobnień: „okieneczko”, „piwniczka”, „ciepluni” i tok wyliczeń, urywanych zdań jest świadectwem nie tylko emocji, ale i statusu społecznego człowieka, który opowiada. To człowiek prosty, ktoś jak fryzjer, knajpiarz, straganiarka czy szmuglerka z wiersza Świrszczyńskiej. Dominacja zdrobnień typu: „miejsconko”, „ciepełko”, „dziewczonko”, „piwniczka” to bardzo charakterystyczny sposób mówienia warszawiaków. Sytuacja pokazana we fragmencie utworu Białoszewskiego wolna jest od jakiegokolwiek patosu. Szczęście polega na tym, że zbudowano barykadę i zachowano życie. Scena kończy się przywołaniem obrazu dyżurujących na barykadzie, którzy „rajcują” ze sobą.
Sposób opowiadania pokazuje zwyczajność, powszedniość powstańczego zdarzenia, w którym uczestniczą zwykli ludzie, owładnięci bojaźnią, ale jednocześnie podejmujący działania. Budowanie barykady jest koniecznością, więc uczestniczą w niej ludzie. Ale w sytuacji zagrożenia wszyscy szukają schronienia i znajdują je w piwnicy. W opisie sytuacji nie ma heroizmu. Eksponowane są emocje strachu i chęć ratowania życia:
„co robić? I co z nimi? Jakoś zaczęli znikać.”
Urywane, chwilami nieskładne wypowiedzenia są świadectwem zagubienia, rozbiegania, ucieczki.
Oba teksty łączy zatem sytuacja przedstawiona: budowanie barykady w ekstremalnych warunkach wojny i zagrożenia życia.
Wojna i powstanie warszawskie bywały w literaturze przedstawiane jako rodzaj wielkiego romantycznego zrywu. Tymczasem oba przedstawione utwory pokazują sytuacje zwykłych ludzi, których postawy pozbawione są patosu i heroizmu. Ten swoisty rodzaj demitologizacji wojny i powstania osiągnięty został przez zastosowanie wiersza wolnego, który „naśladuje” tok spokojnej wypowiedzi. Natomiast narracja w utworze Białoszewskiego jest naśladowaniem opowiadania „mówionego”, które ujawnia emocje i nieporadności mówiącego. Jednocześnie oba teksty uzmysławiają dramat ludzi poddanych działaniu historii, dramat tym silniej przemawiający, że pozbawiony wzniosłego patosu, pokazany tonem wyciszonym (w wierszu) i neutralnie opowiedziany przez uczestnika w prozie Białoszewskiego.