Rola słów w relacjach międzyludzkich. Analizując i interpretując fragment powieści Wiesława Myśliwskiego Kamień na kamieniu oraz wiersz Tadeusza Różewicza Słowa, zwróć uwagę na przedstawione sytuacje i sposoby kreowania podmiotu mówiącego.
Wiesław Myśliwski Kamień na kamieniu (fragment)
Postanowiłem napisać list do Antka i Staśka w sprawie tego grobu. Poszedłem do spółdzielni, kupiłem papier, obsadkę, stalówkę, atrament. Bo kiedy ja do kogo list pisałem? Nie umiałbym sobie nawet przypomnieć. Ani do szkoły z domu nikt teraz nie chodził, to nie były potrzebne. Gdzieś się jeszcze pusty kałamarz walał z czasów, kiedy matka jeszcze żyła i do nich pisała. Bo ja ani do nich, choć bracia, nie pisałem, odkąd z domu wyszli. Ani oni do mnie. Tak się jakoś układało. Oni w mieście, ja na wsi. Oni swoje życie,
ja swoje. To o czym tu pisać? Co we wsi, miałem im pisać, kiedy może nie bardzo chcieli już wsi pamiętać? A pchać się ze swoim życiem w czyjeś życie, choćby brat bratu, co to komu pomoże? Zresztą raz na dwa, trzy lata któryś wpadał, to się mniej więcej wiedziało, co u niego. Ten był za granicą, a ten kupił samochód. Ten dostał mieszkanie, ma trzy pokoje z kuchnią, a ten się z żoną rozszedł i drugi raz się ożenił. Ten ma córkę i syna, a ten tylko syna, ale nie chce się coś uczyć. A co u mnie, no, to kiedy umarła matka, wysłałem im telegram: „Matka umarła. Przyjeżdżajcie”. A za parę lat drugi: „Ojciec umarł. Przyjeżdżajcie.” I to wszystko, co u mnie. Zresztą, gdyby nawet więcej, czy chcieliby słuchać? […]
Ale grób to grób, raz na całe życie się buduje, to musiałem ich spytać, czy chcą razem ze wszystkimi leżeć, bo zaplanowałem osiem kwater, żeby dla nich też było. Czy może wolą tam, u siebie, to bym sobie kosztów darmo nie robił i mniejszy bym postawił. A choć życzę im, niech żyją jak najdłużej w szczęściu, zdrowiu, to przecież kiedyś wszyscy muszą umrzeć, bo wszyscy, co żyjemy, umrzemy. I niech mi zaraz odpiszą, bo mam miejsce wykupione, cement załatwiłem, i z Chmielem jestem ugadany. […]
Chyba po miesiącu przyszedł list od nich, że przyjeżdżają w najbliższą niedzielę.
Nie wiedziałem, wierzyć, czy nie wierzyć. Ale wysprzątałem izbę. Oblekłem pościel. Przyniosłem ze strychu pierzynę po matce, bo była największa. A choć w jednym łóżku mieli spać, to dwie poduszki im dałem, żeby głowy mieli osobno. I słomę w sienniku zmieniłem. Dwa snopki cepami wymłóciłem, żeby mieli nie zmierzwioną. Choć mi z trudem przyszło ustać na tych moich kulasach. Musiałem sobie sieczkarnię pod plecy przyciągnąć i się na niej oprzeć, bo nie dałbym rady. I nawet im suszonej macierzanki przeciw pchłom pod prześcieradło pokładłem, jak robiła to matka. […] Przyjechali. Ale ledwo co w próg weszli, dzień dobry, dzień dobry i od razu zaczęli się ze mną kłócić. A to, że nie ma u mnie na czym usiąść, tylko wciąż ta sama stara ława i jedno krzesełko. Że stół ten sam od wojny jeszcze. Że podłogi czego sobie nie sprawię? Czego sadu nie założę? Czego się nie żenię? Gospodyni mi potrzebna! Na księżniczkę czekam? Czego to, czego tamto? Czego? Czego? A o śmierci ani słowa. Jakbym w ogóle do nich listu
nie napisał.
Tak mnie to ścięło, że mało co się odzywałem. I z tego wszystkiego zapomniałem ich się nawet spytać, co u nich? I te pół litra wódki, co kupiłem na ich przyjazd, nie przyznałem się, że mam. Bo i po co? Pić pod kłótnię? Może zdarzyć się kiedyś jakaś lepsza okazja. Wtedy się i napijemy, i pogadamy jak bracia. Bo gdy się bracia raz na tyle czasu z sobą spotykają, powinni mieć o czym pogadać.
O, niejeden dzień, niejedną noc można by przegadać. Gdyby nawet się nie chciało, to od czego są słowa? Słowa same poprowadzą. Słowa wszystko na wierzch wywleką. Słowa
i z najgłębszej głębi wydrą, co gdzieś boli i skowycze. Słowa krwi upuszczą i od razu lżej się robi. I nie tylko obcych, ale i rodzonych braci słowa potrafią odnaleźć dla siebie, że się znów braćmi poczują. Choćby się roznieśli w różne i dalekie strony, słowa ich zawrócą z powrotem do tego jednego ich życia, z którego, jak ze źródła, się poczęli. Bo słowa to wielka łaska. Cóż ma tak naprawdę człowiek więcej prócz słów dane? I tak nas wszystkich czeka kiedyś wielkie milczenie, to się jeszcze namilczymy. Może przyjdzie nam ściany z bólu drapać za najmarniejszym słowem. I każdego słowa niewypowiedzianego na tym świecie do siebie będziemy jak grzechów żałować. Tylko że będzie za późno. A ileż takich słów niewypowiedzianych zostaje w każdym człowieku i umiera razem z nim, i gnije z nim, i ani mu potem w cierpieniu nie służy, ani w pamięci. To po co jeszcze sami sobie zadajemy milczenie?
Choć może to była moja wina. Bo kiedy ich zobaczyłem, nie bardzo wiedziałem, co powiedzieć, i powiedziałem zwyczajnie:
– O, przyjechaliście.
Jakby z pola przyjechali, z jarmarku w mieście, z drugiej wsi. A przecież ze świata przyjechali.
Wiesław Myśliwski, Kamień na kamieniu, Warszawa 1984
Tadeusz Różewicz Słowa
słowa zostały zużyte
przeżute jak guma do żucia
przez młode piękne usta
zamienione w białą
bańkę balonik
osłabione przez polityków
służą do wybielania
zębów
do płukania jamy
ustnej
za mojego dzieciństwa
można było słowo
przyłożyć do rany
można było podarować
osobie ukochanej
teraz osłabione
owinięte w gazetę
jeszcze trują cuchną
jeszcze ranią
ukryte w głowach
ukryte w sercach
ukryte pod sukniami
młodych kobiet
ukryte w świętych księgach
wybuchają
zabijają
2004 z tomu Wyjście, Wrocław 2004
Matura rozszerzona – przykład z arkusza CKE
„Nie chciał nas Bóg położyć równo z bestyjami,
Dał nam rozum, dał mowę, a nikomu z nami.”
Jan Kochanowski
Człowiek został wyróżniony spośród wszystkich Boskich stworzeń w taki sposób, że dostał język jako narzędzie porozumiewania się i prawo nazywania bytów. Słowo stało się najważniejszym instrumentem budującym relacje międzyludzkie i panowanie nad światem. Jak człowiek ten niezwykły dar wykorzystał? Przyjął je jako nieograniczone prawo czy zobowiązanie?
Kwestie związane z językiem, z rolą słów w relacjach międzyludzkich stały się przedmiotem rozważań dwóch współczesnych pisarzy – Wiesława Myśliwskiego i Tadeusza Różewicza. Pierwszy z nich we fragmencie powieści „Kamień na kamieniu” podejmuje problem niemożności porozumienia się bliskich sobie ludzi. Narratorem, a zarazem bohaterem analizowanej prozy jest mieszkaniec wsi, człowiek o typowo chłopskiej mentalności i tradycyjnej postawie wobec rzeczywistości. To jego pamięć jest zasadą porządkującą świat przedstawiony, a osobiste doświadczenia, o których opowiada, dopełnione zostają filozoficzną refleksją. Z relacji wiejskiego gawędziarza wyłania się
zasmucający obraz chłopskiej rodziny, dotkniętej wyraźnym kryzysem.
Rodzinna wspólnota rozpadła się – dwaj bracia wyjechali do miasta, tam zamieszkali i ograniczyli kontakty z domem, rodzice umarli. Bohater nie ożenił się, gospodarzy w pojedynkę, gorzkniejąc pod ciężarem samotności i kalectwa. W analizowanym tekście widzimy go w momencie rozpaczliwej próby odbudowania braterskich więzi. Bohater postanawia wybudować rodzinny grobowiec, wysyła więc list do braci z zapytaniem, „czy chcą razem ze wszystkimi leżeć”. W ten oto sposób, skoro koleje życia i odmienność doświadczeń rozdzieliły bliskich sobie ludzi, wspólny grób znów ich ze sobą pojedna i rozproszonych po świecie braci przywróci ojcowiźnie.
Oryginalny pomysł bohatera doprowadza do rodzinnego spotkania, ale szybko okazuje się ono klęską. Nie ma możliwości porozumienia, jak w biblijnej przypowieści pomieszały się ludzkie języki – powitanie zamienia się w kłótnię, do głosu dochodzą zadawnione pretensje, zamiast braterskiej, serdecznej rozmowy pojawia się wrogie milczenie i rodzeństwo rozstaje się w przekonaniu o wzajemnej obcości.
Paradoksalnie, przedstawiona sytuacja staje się dla autora podstawą do sformułowania pięknych myśli na temat znaczenia słów i ta refleksja może być dla wszystkich źródłem pocieszenia. Bohater wypowiada bowiem żarliwą pochwałę słów, nazywa je łaską, co łączy ludzi, uwalnia człowieka od złych emocji i lęków, współtworzy ludzką rodzinę, a także podtrzymuje nadzieję („i rodzonych braci słowa potrafią odnaleźć dla siebie, że się znów braćmi poczują”). Ten Boski dar bohater przeciwstawia milczeniu, które zamyka nas w samotności, bólu i cierpieniu, zapowiada śmierć.
Na uwagę zasługuje niezwykle plastyczny język prozy Wiesława Myśliwskiego. W pierwszej części analizowanego fragmentu powieści niemal widzimy, jak bohater mozoli się na listem, niemal odczuwamy fizyczny wysiłek, z jakim przygotowuje się do wizyty braci. Język narracji jest żywy, wartki, bardzo emocjonalny, co uwydatniają krótkie zdania, pytania i wykrzykniki. Potoczny styl wypowiedzi podkreślają liczne kolokwializmy, a obecne w tekście elementy stylizacji środowiskowej wskazują na wiejskie pochodzenie bohatera. Język tekstu wyraźnie zmienia się w części, która uogólnia refleksję na temat roli słów – proza Myśliwskiego nabiera charakteru sentencjonalnego, a jej wewnętrzny rytm, liczne powtórzenia i paralelizm składniowy zbliżają ją do poezji.
Wiesław Myśliwski we fragmencie powieści „Kamień na kamieniu” przedstawił proces rozpadu więzi międzyludzkich i towarzyszącą mu niemożność porozumienia się na przykładzie wiejskiej rodziny, natomiast Tadeusz Różewicz w wierszu „Słowa” ukazuje kryzys języka w szerszym wymiarze, bo w życiu społecznym. Poeta oszczędnie operuje słowem. Podmiot mówiący ujawnia się w trzeciej całostce wiersza i trzeba go traktować jako porte parole autora. Wspomniana trzecia całostka ma szczególne znaczenie w całym utworze – jest najbardziej osobista, odnosi się do przeszłości i dzieli tekst na dwie części. W pierwszej – ukazany został dokonujący się nieustannie proces dewaluacji
słów, druga część odsłania, tragiczne dla współczesnego świata, skutki tego zjawiska.
Tadeusz Różewicz koncentruje uwagę na podejściu do języka dawniej i na zmianach, jakie dzisiaj dokonały się w naszych postawach wobec słów. W przeszłości („za mojego dzieciństwa” – pisze stary poeta) słowo szanowano, traktowano jako dar i lek, ufano mu, bo było ono wyrazem szczerych uczuć i dobrych intencji, bo budowało więzi i służyło porozumieniu. Autor wiersza ukazuje tę pozytywną rolę słowa, wykorzystując dosłowne i przenośne znaczenia związków frazeologicznych, które przekształca, łączy, zestawia („dać słowo”, „że do rany przyłóż”, „być po słowie”, „dobre słowo”). We współczesnym świecie języka używa się instrumentalnie, często do maskowania złych zamiarów (świat polityki), słowami manipuluje się, by sterować ludźmi, zaszczepiać im fałszywą świadomość, odpowiednio programować ich zachowania (świat
reklam). Słowa, traktowane jak towar, „przeżute jak guma do żucia”, „osłabione przez polityków”, zmanipulowane przez media, całkowicie się zdewaluowały, zamieniły w nic nieznaczącą papkę. A co gorsze, język pozbawiony walorów estetycznych (niechlujny, brutalny, pełen wulgaryzmów) i używany do osiągania nieetycznych celów, przestał służyć komunikacji, raczej truje, szkodzi, wywołuje konflikty. Te negatywne procesy zachodzą, zdaniem Tadeusza Różewicza, równocześnie – współczesny świat doświadcza rozpadu międzyludzkich więzi i pogłębiającego się kryzysu języka. Konsekwencją takiego stanu rzeczy są akty agresji, które paraliżują życie społeczne.
Poeta mówi o tych niepokojących zjawiskach w charakterystyczny dla siebie sposób, a więc powściągając emocje, umiejętnie i oszczędnie dozując środki wyrazu, posługując się wierszem wolnym. Dodatkowo efekt surowości wzmocniony jest brakiem rymów. Treść poetyckiej wypowiedzi uwydatniona została przez składnię, gdyż poszczególne wersy zawierają całe zdania lub jego cząstki (skupienia), będące logiczną całością. Jednak w kilku przypadkach (głównie w strofie 1. i 2.) nastąpiło rozbicie tego charakterystycznego skupienia – wyraz przeniesiono do następnego wersu, dzięki czemu poeta osiągnął efekt zaskoczenia, a „przerzucone” słowo nabrało szczególnych znaczeń. Warto również zwrócić uwagę na brzmieniowe walory utworu, na przykład w 1. całostce wiersza przez zastosowanie instrumentacji głoskowej przedstawione zostało zjawisko swoistego bezmyślnego użycia słów („przeżuwanie”).
Środki stylistyczne, które tak umiejętnie dozuje autor, wyrażają przede wszystkim negatywną ocenę świata. Zauważyć to można choćby w drugiej części wiersza, w której odpowiednie uszeregowanie czasowników: „jeszcze trują cuchną/ jeszcze ranią”, „wybuchają/ zabijają” podkreśla gradację efektów niszczącego działania słów. Diagnoza, jaką Tadeusz Różewicz stawia współczesnemu światu, jest przerażająca i nie daje najmniejszej nadziei. Poeta przygląda się postępującemu upadkowi słów, które obumierając, jeszcze wydzielają trujące miazmaty w postaci nietolerancji, fanatyzmu, zaślepienia.
Zamykając rozważania nad fragmentem powieści Wiesława Myśliwskiego i wierszem Tadeusza Różewicza, na pewno warto podkreślić to, co łączy obu pisarzy. W obu tekstach widoczna jest przede wszystkim tęsknota za słowami, które nie niszczą, lecz budują, za utraconą harmonią, za światem, w którym była szansa na udaną komunikację. Ponadto w przypadku obu twórców rozważania nad sytuacją języka są zarazem analizą kondycji współczesnego człowieka i rzeczywistości społecznej. W spojrzeniu pisarzy na te zagadnienia dostrzegamy jednak pewne różnice. Wiesław Myśliwski zajmuje się przede wszystkim zmianami cywilizacyjnymi, jakie zaszły na wsi polskiej po II wojnie światowej i ich konsekwencjami: odejściem od tradycyjnych wartości, rozpadem chłopskiej rodziny i idącą w parze z tymi zjawiskami niemożnością porozumienia się ludzi. Jego proza jest niezwykle sugestywna, pozyskuje czytelnika autentyzmem, siłą ekspresji, gawędziarskim wdziękiem. Tadeusz Różewicz mówi wprost o kryzysie języka i, ukazując agonię słów, surowo ocenia współczesny nam świat – zdeformowany przez media i politykę, pogrążony w duchowej pustce, odhumanizowany. Patrzy na te niepokojące zjawiska z pewnego dystansu, nie pozwala sobie na nadmierną ekspresję, a „rozgadanej”, „rozbuchanej” rzeczywistości przeciwstawia swój wiersz o ascetycznej formie, w którym każde słowo waży.