Sen jako sposób prezentowania postaci literackiej. Analizując i interpretując podany fragment Lalki Bolesława Prusa, wyjaśnij, co marzenie senne mówi o bohaterce powieści i jej stosunku do ważnych w jej życiu osób – ojca i Wokulskiego.
Bolesław Prus Lalka (fragment)
Już mrok ogarnął ziemię… Panna Izabela jest znowu sama w swoim gabinecie; upadła na szezlong i obu rękami zasłoniła oczy.[…] Co za straszne położenie!… Już miesiąc zadłużają się u swego lokaja, a od dziesięciu dni jej ojciec na swoje drobne wydatki wygrywa pieniądze w karty… Wygrać można; panowie wygrywają tysiące, ale nie na opędzenie pierwszych potrzeb, i przecież – nie od kupców. Ach, gdyby można, upadłaby ojcu do nóg i błagała go, ażeby nie grywał z tymi ludźmi, a przynajmniej nie teraz, kiedy ich stan majątkowy jest tak ciężki. Za kilka dni, gdy odbierze pieniądze za swój serwis, sama wręczy ojcu paręset rubli, prosząc, ażeby je przegrał do tego pana Wokulskiego, ażeby wynagrodził go hojniej, niż ona wynagrodzi Mikołaja
za zaciągnięte długi.
Ale czyż jej wypada zrobić to, a nawet mówić o tym ojcu?…
„Wokulski?… Wokulski?… – szepce panna Izabela. – Któż to jest ten Wokulski, który dziś tak nagle ukazał się jej od razu z kilku stron, pod rozmaitymi postaciami. Co on ma do czynienia z jej ciotką, z ojcem?…”[…] Zrobiło się już zupełnie ciemno; na ulicy zapalono latarnie, których blask wpadał do gabinetu panny Izabeli malując na suficie ramę okna i zwoje firanki. Wyglądało to jak krzyż na tle jasności, którą powoli zasłania gęsty obłok.
„Gdzie to ja widziałam taki krzyż, taką chmurę i jasność?…” – zapytała się panna Izabela. Zaczęła przypominać sobie widziane w życiu okolice i – marzyć. Zdawało się jej, że powozem jedzie przez jakąś znaną miejscowość. Krajobraz jest podobny do olbrzymiego pierścienia, utworzonego z lasów i zielonych gór, a jej powóz znajduje się na krawędzi pierścienia i zjeżdża na dół. Czy on zjeżdża? bo ani zbliża się do niczego, ani od niczego nie oddala, tak jakby stał w miejscu. Ale zjeżdża: widać to po wizerunku słońca, które odbija się w lakierowanym skrzydle powozu i, drgając, z wolna
posuwa się w tył. Zresztą słychać turkot… To turkot dorożki na ulicy?… Nie, to turkoczą machiny pracujące gdzieś w głębi owego pierścienia gór i lasów. Widać tam nawet, na dole, jakby jezioro czarnych dymów i białych par, ujęte w ramę zieloności.
Teraz panna Izabela spostrzega ojca, który siedzi przy niej i z uwagą ogląda sobie paznokcie, od czasu do czasu rzucając okiem na krajobraz. Powóz ciągle stoi na krawędzi pierścienia, niby bez ruchu, a tylko wizerunek słońca, odbitego w lakierowanym skrzydle, wolno posuwa się ku tyłowi. Ten pozorny spoczynek czy też utajony ruch w wysokim stopniu drażni pannę Izabelę. „Czy my jedziemy, czy stoimy?” – pyta ojca. Ale ojciec nie odpowiada nic, jakby jej nie widział; ogląda swoje piękne paznokcie i czasami rzuca okiem na okolicę… Wtem (powóz ciągle drży i słychać turkot) z głębi jeziora czarnych dymów i białych par wynurza się do pół figury jakiś człowiek. Ma krótko ostrzyżone włosy, śniadą twarz, która przypomina Trostiego, pułkownika strzelców (a może gladiatora z Florencji?), i ogromne czerwone dłonie. Odziany jest w zasmoloną koszulę z rękawami zawiniętymi wyżej łokcia; w lewej ręce, tuż przy piersi, trzyma karty ułożone w wachlarz, w prawej, którą podniósł nad głowę, trzyma jedną kartę, widocznie w tym celu, aby ją rzucić na przód siedzenia powozu. Reszty postaci nie widać spośród dymu.
„Co on robi, ojcze?” – pyta się zalękniona panna Izabela. „Gra ze mną w pikietę” – odpowiada ojciec, również trzymając w rękach karty. „Ależ to straszny człowiek, papo!” „Nawet tacy nie robią nic złego kobietom” – odpowiada pan Tomasz. Teraz dopiero panna Izabela spostrzega, że człowiek w koszuli patrzy na nią jakimś szczególnym wzrokiem, ciągle trzymając kartę nad głową. Dym i para, kotłujące w dolinie, chwilami zasłaniają jego rozpiętą koszulę i surowe oblicze; tonie wśród nich – nie ma go. Tylko spoza dymu widać blady połysk jego oczów, a nad dymem obnażoną do łokcia rękę i – kartę.
„Co znaczy ta karta, papo?..” – zapytuje ojca. Ale ojciec spokojnie patrzy we własne karty i nie odpowiada nic, jakby jej nie widział.
„Kiedyż nareszcie wyjedziemy z tego miejsca?…” Ale choć powóz drży i słońce odbite w skrzydle posuwa się ku tyłowi, ciągle u stopni widać jezioro dymu, a w nim zanurzonego człowieka, jego rękę nad głową i – kartę. Pannę Izabelę ogarnia nerwowy niepokój, skupia wszystkie wspomnienia, wszystkie
myśli, ażeby odgadnąć: co znaczy karta, którą trzyma ten człowiek?.. Czy to są pieniądze, które przegrał do ojca w pikietę? Chyba nie. Może ofiara, jaką złożył Towarzystwu Dobroczynności? I to nie. Może tysiąc rubli, które dał jej ciotce na ochronę, a może to jest kwit na fontannę, ptaszki i dywany do ubrania grobu Pańskiego?… Także nie; to wszystko nie niepokoiłoby jej.
Stopniowo pannę Izabelę napełnia wielka bojaźń. Może to są weksle jej ojca, które ktoś niedawno wykupił?… W takim razie, wziąwszy pieniądze za srebra i serwis, spłaci ten dług najpierw i uwolni się od podobnego wierzyciela. Ale człowiek pogrążony w dymie wciąż patrzy jej w oczy i karty nie rzuca. Więc może… Ach!… Panna Izabela zrywa się z szezlonga, potrąca w ciemności o taburet i drżącymi rękoma dzwoni. Dzwoni drugi raz, nie odpowiada nikt, więc wybiega do przedpokoju i we drzwiach spotyka pannę Florentynę, która chwyta ją za rękę i mówi ze zdziwieniem:
– Co tobie, Belciu?…
Światło w przedpokoju nieco oprzytomnia pannę Izabelę. Uśmiecha się.
– Weź, Florciu, lampę do mego pokoju. Papo jest?
– Przed chwilą wyjechał.
– A Mikołaj?
– Zaraz wróci, poszedł oddać list posłańcowi. Czy gorzej boli cię głowa? – pyta panna Florentyna.
– Nie – śmieje się panna Izabela – tylko zdrzemnęłam się i tak mi się coś majaczyło.
Bolesław Prus, Lalka, Wrocław 1998
WYPRACOWANIE – przykład z arkusza CKE
Twórca powieści realistycznej dysponował rozmaitymi sposobami kreowania postaci literackiej. Przede wszystkim do głosu dopuszczał wszechwiedzącego narratora, który prezentował nie tylko bohatera, ale także stosunek autora do stworzonej postaci. Często postać literacka charakteryzowana była poprzez działanie, wypowiedzi innych bohaterów oraz wypowiedzi własne. Typowe dla powieści realistycznej było opisywanie wnętrz, w którym bohater przebywał i czuł się dobrze. Charakter przestrzeni odzwierciedlał potrzeby, obyczaje, przyzwyczajenia bohatera. Wykorzystanie mowy pozornie zależnej pozwalało przeniknąć serce i umysł postaci. W kreowaniu bohatera literackiego Prus wykorzystuje także marzenie senne. Zabieg ten nie był nowością w literaturze. Od czasów Biblii sen był stanem, w którym człowiek otrzymywał od sił nadprzyrodzonych informacje o sobie i swojej przyszłości (np. bohaterowie Starego i Nowego Testamentu, Więzień z III cz. „Dziadów”). W powieści Prusa marzenie senne dotyczy spraw, o których myślimy w ciągu dnia i które są źródłem udręki i niejasnych przeżyć, a ponadto przekazują pewną informację o człowieku.
Bohaterka powieści Bolesława Prusa – arystokratka Izabela Łęcka śni sen, który odzwierciedla jej niepokoje po pierwszym spotkaniu z kupcem Stanisławem Wokulskim.
Pierwszy akapit podkreśla osamotnienie i wyobcowanie panny Izabeli. Świat, w którym o wartości człowieka decydują arystokratyczne tytuły, zapomniał o niej – „znowu siedzi sama w swoim gabinecie”. Za oknem zapada zmrok, nadchodzi pora dnia, która skłania do refleksji nad sobą i swoim losem. Narrator (usytuowany poza światem przedstawionym) w formie mowy pozornie zależnej odtwarza nastrój chwili i opisuje stany emocjonalne bohaterki. Ma o niej nieograniczoną wiedzę – zna jej myśli i uczucia, wkrada się nawet do jej snu.
Młoda kobieta uświadamia sobie dramatyzm położenia. Pan Tomasz zadłuża się u swego lokaja, wygrywa pieniądze w karty od kupców, a panna Izabela jest zmuszona sprzedać posagowy serwis. Cóż za upokarzająca sytuacja dla dumnej arystokratki! (wykrzyknienie: „Cóż za straszne położenie!”). Jej los zależy od lokajów i kupców. Nie miałaby za złe ojcu, gdyby uprawiał hazard dla sportu i przyjemności. Panowie przecież „wygrywają tysiące”. Ale ona wie i bardzo nad tym boleje, że ojciec w tak poniżający sposób „zarabia” pieniądze na utrzymanie domu, „to już nawet nie upadek, to hańba”.
Nachodzą ją czarne myśli, czarne jak zapadający za oknem zmierzch. Jest sama, więc może zrzucić maskę konwenansu, „wypaść” z roli i zajrzeć w głąb swojej udręczonej duszy (upada na szezlong, zasłania oczy obiema rękami – w towarzystwie nie mogłaby się tak zachować; musi stwarzać pozory, by nikt się nie domyślił, że majątek Łęckich znajduje się na granicy bankructwa). Narastający niepokój bohaterki o los swój i ojca oddają niedopowiedzenia zakończone wielokropkiem, wykrzyknienia, pytania retoryczne i słowa o silnym zabarwieniu emocjonalnym („straszne”, „upadła na szezlong”, „błagać go”). Gdy wymawia nazwisko Wokulskiego, mówi szeptem, jakby bała się własnych myśli, które wypowiedziane głośno mogłyby sprowadzić nieszczęście. Ten człowiek ją intryguje, ale i przeraża. Gdy zobaczyła go po raz pierwszy, ukazał się jej „pod rozmaitymi postaciami” (filantrop, powiernik ojca, przyjaciel domu, partner do gry w pikietę. Oszust to czy uczciwy człowiek?) Była zaskoczona tym, że Wokulski ma do czynienia z jej ciotką i ojcem. Ale jeszcze nie umie sobie wytłumaczyć, co ją w tym człowieku niepokoi.
Tymczasem w gabinecie jest już ciemno. Uliczne latarnie rzucają cień na ściany i firanki, układają się w złowróżbny znak krzyża. Ten obraz wywołuje w pannie Izabeli niejasne skojarzenia i wspomnienia. Jawa miesza się ze snem, a oniryczna rzeczywistość, w którą wchodzi Izabela, zaczyna się rządzić swoimi prawami. Sen ujawnia jej nie do końca uświadomione lęki.
Podróż powozem „na krawędzi pierścienia” symbolizuje upokarzające położenie panny, przywiązanie do klasowych przesądów, niemożność wyjścia poza konwenans i stereotypy myślowe arystokracji. Pierścień to tajemniczy krąg, z którego panna Izabela nie może i nie chce się wyrwać. Bohaterka należy do hermetycznego świata ludzi uprzywilejowanych, którzy sądzą, że z tytułu pochodzenia przysługuje im lepszy los, a zwykli ludzie istnieją tylko po to, by im służyć (opozycja: pierścień – jezioro). W takim świecie czuje się bezpiecznie, „jedzie przez jakąś znaną miejscowość”.
Czas i przestrzeń zostały zestawione na zasadzie kontrastu. Czas podlega ruchowi (upływa) – promienie słoneczne przesuwają się do tyłu po „lakierowanym skrzydle powozu”, przestrzeń pozostaje nieruchoma – powóz „ani zbliża się do niczego, ani od niczego nie oddala”. Ten obraz oddaje pozorny ruch w przestrzeni (słychać turkot, pojazd „jedzie w dół, a tak jakby stał w miejscu”) i zapowiada zgubę, czyli społeczną degradację rodu Łęckich (jazda po krawędzi pierścienia, jazda na dół). Rozdrażniona „utajonym ruchem powozu” i obojętnością ojca zadaje sobie pytanie: „czy my jedziemy, czy stoimy?” Zastosowana forma liczby mnogiej pozwala przypuszczać, że obraz odnosi się nie tylko do położenia ojca i córki, ale i arystokracji. Pozorny ruch pojazdu symbolizuje stagnację, marazm i konserwatyzm grupy społecznej, która nie umie przystosować się do nowej rzeczywistości (nadchodzi czas ludzi pracy i czynu), która kurczowo trzyma się krawędzi pierścienia. Opis zachowania pana Tomasza jest tego potwierdzeniem. Nie odpowiada na pytanie córki, ogląda sobie paznokcie i od czasu do czasu zerka na okolicę, co można interpretować jako egoizm, niezaangażowanie się, zamknięcie w świecie własnych potrzeb.
W środku pierścienia znajduje się jezioro „czarnych dymów i białych par”, skąd dochodzą odgłosy furkoczących maszyn. W sen panny Izabeli wkracza świat rzeczywisty. Śpi ona niespokojnie, jeszcze jakiś czas pozostaje na granicy tego, co świadome i podświadome. Potem senne majaki pochłoną ją całkowicie. Istnienia jeziora bardziej się domyśla niż je widzi (widać je jakby). Ona należy do świata „zieloności”. Obydwa światy, zestawione na zasadzie kontrastu, mają symboliczną wymowę. We śnie arystokratki zieloność gór i lasów można odczytać jako izolowanie się od prawdziwej rzeczywistości, trwanie w świecie fałszywych ideałów. Jezioro to obrazowy ekwiwalent prawdziwego życia, które toczy się gdzieś tam, „na dole”, gdzie zło miesza się z dobrem, piekło z niebem (symbolika kolorów: czerń – biel), gdzie wre codzienna praca (turkot machin) i toczy się walka o przetrwanie. I właśnie z tej rzeczywistości wyłania się człowiek – potwór. To Wokulski – wszak o nim myślała po zapadnięciu zmroku. Zapamiętała jego czerwone ręce przy pierwszym spotkaniu.
Opis galanteryjnego kupca jest bardzo plastyczny i sugestywny. Wszystkie elementy tego obrazu ujawniają myśli i lęki Izabeli. Wyłonił się nagle z podziemi (niskie pochodzenie), ma krótko ostrzyżone włosy, opaloną twarz i czerwone ręce (symbol prostactwa i niskiego pochodzenia). Nosi zasmoloną koszulę z zawiniętymi do łokci rękawami (człowiek pracy i czynu), ma posturę gladiatora (symbol siły). Ona boi się takich ludzi, oni są ulepieni z innej gliny.
Wokulski gra z panem Tomaszem w karty. Z wachlarza kart (symbol potencjalnych możliwości podsuniętych przez los) wyciąga jedną, by rzucić ją na przednie siedzenie powozu. Wszystko stawia na tę kartę (symbol poświęcenia się jednej idei – idei miłości do kobiety). Ten senny majak budzi lęk i przerażenie Izabeli. „To straszny człowiek” mówi do ojca. „Straszny człowiek” znika w oparach dymu, ale w pamięci panny utrwalają się dwa niepokojące obrazy: obnażona ręka z kartą i „szczególny” wzrok jej prześladowcy.
Wyliczenia w formie pytań retorycznych uporządkowanych anaforycznie, rozpoczynające się od partykuł: „czy”, „może” urzeczywistniają rozpaczliwe poszukiwanie odpowiedzi na pytanie o znaczenie sennych omamów. Symboliczny język snu przemawia bowiem do człowieka wieloznacznymi obrazami. Konstatacja Izabeli oparta na zasadzie antytezy (może to – nie to) oddaje nawarstwiające się w niej przerażenie i poczucie osaczenia. Ona już wie, że Wokulskiemu nie chodzi o pana Tomasza i ciotkę („człowiek pogrążony w dymie wciąż patrzy jej w oczy i karty nie rzuca”). Już ich omotał i podporządkował sobie, żeby nie powiedzieć „kupił”, zdobył ich zaufanie („nawet tacy nie robią nic złego kobietom.”). Odkrywa prawdę („Więc może… Ach!). Stawką w tej grze jest ONA! Młoda kobieta troszcząca się o los i honor ojca jest zawiedziona jego postawą; jego biernością i zgodą na plany Wokulskiego.
Sen tłumaczy jej intuicyjną niechęć do Wokulskiego. Odkrywa, że to wytrawny gracz, zdobywca, człowiek majętny i wpływowy, który nie spocznie dopóty, dopóki nie osaczy jej ze wszystkich stron. Izabela stawia się w roli ofiary uciekającej przed myśliwym – zrywa się z szezlonga, wybiega do przedpokoju. Prosi pannę Florentynę o wniesienie lampy do jej gabinetu. Światło przepędza czarne myśli i wyznacza granicę między snem i jawą. Izabela wraca do bezpiecznego świata. Lęki spycha do podświadomości (śmieje się: „tak mi się coś majaczyło”). Sen Izabeli wiele powiedział o bohaterce. Z jednej strony ujawnił jej marzycielskie usposobienie, z drugiej pokazał, że nie jest naiwną panną, która nie rozumie ekonomicznej sytuacji rodziny. Sen potwierdził jej wrażliwość, honor i niemożność oderwania się od myślenia kategoriami swojej klasy. Ponadto odkrył przed czytelnikiem motywy postępowania Łęckiej w relacjach z Wokulskim, ujawnił skrywaną niechęć i odrazę („zasmolona koszula”, „czerwone ręce”) do człowieka „nie jej gatunku”. Odsłonił jej charakter (nieco neurotyczne usposobienie), wydobył nieuświadomione lęki i niepokoje. Pełni sen wreszcie funkcję proroctwa – zapowiada „zjeżdżanie w dół” – z Kwirynału do sklepu. Obawy panny Izabeli są uzasadnione, intuicyjnie przeczuwa, że nie będzie umiała obronić się przed człowiekiem takim jak Wokulski.